Terapia DDD - ku sobie i innym
Obciążenie doświadczeniem dorastania w rodzinie dysfunkcjonalnej – która nie stwarza dzieciom warunków do rozwoju, od najwcześniejszych lat obarcza je natomiast odpowiedzialnością za dobrostan rodziców i funkcjonowanie rodziny jako całości – sprawia, że człowiek wkracza w dorosłe życie bez niezbędnych umiejętności, tkwi natomiast w mechanizmach utrudniających lub wręcz uniemożliwiających mu czerpanie z życia radości i satysfakcji. Próbuje wchodzić w rolę człowieka dorosłego, nie ma jednak wystarczających zasobów, aby spełnić oczekiwania zarówno otoczenia, jak i swoje własne. W różnym stopniu pozbawiony jest kontaktu ze swoimi uczuciami i potrzebami. Gubi się w świecie relacji międzyludzkich, rozpaczliwie pragnie, a zarazem boi się bliskości.
Często jedyną okazją, aby dostrzec, nazwać i wyrównać te deficyty bywa psychoterapia, w trakcie której wraca się do emocjonalnych urazów z czasów dzieciństwa i dorastania. Doświadczenie terapeutyczne może się stać skuteczną przeciwwagą dla dziecięcych traum. Dzieci w rodzinach dysfunkcjonalnych – jak wszystkie inne – próbują pokazywać i mówić rodzicom, co przeżywają i czego potrzebują. Zamiast należnej im wtedy życzliwości, uwagi i troski, otrzymują jednak złość, lekceważenie, zawstydzanie czy wręcz zaprzeczanie („tylko ci się wydaje, że się tak czujesz i że tego właśnie chcesz”). Jako dorośli, podczas terapii mogą wrócić do wyrażenia swych „zaległych” uczuć czy potrzeb. Dzięki temu mogą się wreszcie symbolicznie obronić przed lekceważeniem, ośmieszeniem czy odrzuceniem ze strony rodziców. Mogą pozbyć się bagażu winy (że w ogóle miało się jakieś swoje uczucia i potrzeby) i krzywdy (związanej z emocjonalnym odrzuceniem) niesionego przez lata niczym rodzinny posag.
Uwolnienie od winy i krzywdy nie jest oczywiście prostym ani łatwym procesem. Aby się udało, konieczna jest konfrontacja z całym spektrum zarówno negatywnych, jak i pozytywnych uczuć wobec rodziców. Tymczasem szalenie trudno jest uwolnić narastającą latami frustrację, pretensję, żal i złość, kiedy mieszają się one z niespełnioną miłością i tęsknotą za rodzicami, których człowiek tak bardzo potrzebował w dzieciństwie, a którzy także na późniejszych etapach życia pozostają postaciami o pierwszorzędnym znaczeniu emocjonalnym.
Terapia daje też okazję do nabycia doświadczeń „korekcyjnych” – budowania i pogłębiania więzi, uzyskiwania emocjonalnego wsparcia, bycia w bliskości. Można doświadczyć relacji, w których znajduje się miejsce na odczuwanie i wyrażanie zarówno pozytywnych, jak i negatywnych emocji. Można wreszcie doświadczyć autentycznej ludzkiej akceptacji i wyrwać się ze swojej samotności.
W terapii jest także czas i miejsce, aby rozpocząć proces budowania poczucia własnej wartości. Służy temu między innymi nauka adekwatnego stawiania granic – czyli czynienia tego w zgodzie z własnymi potrzebami i gotowością poniesienia konsekwencji swoich decyzji. Cennym etapem nauki brania życia w swoje ręce jest ryzykowanie stawiania tych granic zupełnie realnie, wobec ważnych emocjonalnie osób. Dzięki temu doświadczeniu możliwa staje się nauka autentycznej bliskości. W relacjach z ludźmi znajduje się miejsce na uczucia i potrzeby obu stron. Można w końcu okazywać zaufanie i czułość równie otwarcie, jak złość czy żal. Można zobaczyć, że negatywne emocje są dla rozwoju relacji równie cenne, jak emocje pozytywne.
Ucząc się brać odpowiedzialność za siebie, DDD stopniowo bierze życie w swoje ręce. Pozwala to wrócić do „normalności” – funkcjonować ze sobą i wśród ludzi zwyczajnie i bez permanentnego napięcia. Dostępna staje się nowa jakość życia – nie trzeba już na każdym kroku zagłuszać lęku, nie trzeba stawać na głowie, żeby zasłużyć na czyjąś akceptację. Bliskość i bycie dla kogoś ważnym przestaje oznaczać konieczność poświęcania siebie i rezygnowania ze swoich potrzeb. Zwykła codzienność, kontakty z ludźmi zaczynają przynosić głębszą niż dotąd satysfakcję. Źródłem zadowolenia jest świadomość realizacji swych potrzeb i gotowość do wyrażania uczuć.
Cechy syndromu blakną i nie mają już takiej mocy sprawczej. Dzieciństwo staje się wspomnieniem, mającym swoje trudne, ale i piękne momenty elementem historii własnego życia, które jednak toczy się przede wszystkim tu i teraz. Nie trzeba już nikogo ratować ani zbawiać – można się wreszcie zająć sobą.